17-06-2019, 02:20
Malutki, górzysty kraj w Pirenejach, wciśnięty pomiędzy Francję i Hiszpanię jest nie tylko zimowym rajem dla narciarzy i oazą dla tanich zakupów, zwłaszcza alkoholu i papierosów.
Kraj jest ciekawym reliktem średniowiecznej, feudalnej historii Europy. Księstwo powstało w 780 roku za panowania Karola Wielkiego, jako podziękowanie mieszkańcom regionu za pomoc w walce z Maurami. Od XIII w. na mocy dawnego, unikalnego układu jest współzarządzane przez dwóch książat; katalońskiego i francuskiego. W naszych, nowoczesnych czasach są to w efekcie biskup Urgell i prezydent Francji.
Niemniej Andora ma swój parlament, stolicą jest Andorra la Vella, językiem oficjalnym - kataloński a monetą euro. Główna droga przebiega przez dolinę rzeki Valira i jej dopływów i łączy dwa przejścia graniczne; El Pas de la Casa z Francją i Farga de Molas z Hiszpanią. Boczne drogi prowadzą w podgraniczne góry do ośrodków narciarskich.
Są dwie skrzynki pocztowe ; jedna na przesyłki do Francji, druga na przesyłki do Hiszpanii.
Wjeżdżamy majowym popołudniem szosą od francuskiej strony. Szybko mijamy kolorowe miasteczko wysokich domów handlowych, na początku XX w. była tu tylko chatka jedynego pasterza...
Otula nas chłodne, wysokogórskie powietrze i zaskakuje widok ośnieżonych, skalistych gór. Nic dziwnego, wspinamy się na wysokość 2000 m npm a okoliczne szczyty mają prawie o tysiąc więcej. Droga wcina się w głęboką dolinę rzeki Valira szeregiem niezliczonych serpentyn. Sezon narciarski jest już zamknięty, hotele i ulice puste tylko zbocza noszą liczne ślady narciarskich szusów.
Zatrzymujemy się na kampingu w Canillo, niewielkim miasteczku o lokalnym kolorycie; wszystkie domy mają ściany okładane płytami z miejscowego granitu w kolorze szarym, brunatnym, czarnym. Robią wrażenie solidnych, poważnych, trochę smutnych ale z pewnością doskonale przystosowanych do surowego klimatu. Niewielki kamping przy głównej drodze jest jeszcze pustawy, nieliczni goście zamieszkują drewniane bungalowy, jest parę kamperów i kilku, jak my, namiotowców. W nocy lodowate powietrze pod gwiaździstym niebem zapędza nas szybko do namiotu.
Słonecznym rankiem rozglądamy się wokół... Tam, wysoko w górze widać sylwetkę wysuniętego nad przepaścią pomostu, widok z niego na dolinę musi być wspaniały. Napewno tam pojedziemy... jutro.
Pierwsze kroki kierujemy do zabytkowego kościoła Sant Johan de Caselles z XI-XII w., stoi tuż przy drodze blisko Canillo.
Typowy przykład romańskiej architektury andorskiej; jedna nawa, ołtarz w półkorągłej absydzie i „obowiązkowa” wysoka, wysmukła wieża. Wewnątrz na ścianie oryginalny fresk z gipsową figurą Chrystusa Ukrzyżowanego, mocno zniszczoną niestety, a za ciekawie dekorowaną kratą mieści się cenny 16-wieczny ołtarz.
Kraj jest ciekawym reliktem średniowiecznej, feudalnej historii Europy. Księstwo powstało w 780 roku za panowania Karola Wielkiego, jako podziękowanie mieszkańcom regionu za pomoc w walce z Maurami. Od XIII w. na mocy dawnego, unikalnego układu jest współzarządzane przez dwóch książat; katalońskiego i francuskiego. W naszych, nowoczesnych czasach są to w efekcie biskup Urgell i prezydent Francji.
Niemniej Andora ma swój parlament, stolicą jest Andorra la Vella, językiem oficjalnym - kataloński a monetą euro. Główna droga przebiega przez dolinę rzeki Valira i jej dopływów i łączy dwa przejścia graniczne; El Pas de la Casa z Francją i Farga de Molas z Hiszpanią. Boczne drogi prowadzą w podgraniczne góry do ośrodków narciarskich.
Są dwie skrzynki pocztowe ; jedna na przesyłki do Francji, druga na przesyłki do Hiszpanii.
Wjeżdżamy majowym popołudniem szosą od francuskiej strony. Szybko mijamy kolorowe miasteczko wysokich domów handlowych, na początku XX w. była tu tylko chatka jedynego pasterza...
Otula nas chłodne, wysokogórskie powietrze i zaskakuje widok ośnieżonych, skalistych gór. Nic dziwnego, wspinamy się na wysokość 2000 m npm a okoliczne szczyty mają prawie o tysiąc więcej. Droga wcina się w głęboką dolinę rzeki Valira szeregiem niezliczonych serpentyn. Sezon narciarski jest już zamknięty, hotele i ulice puste tylko zbocza noszą liczne ślady narciarskich szusów.
Zatrzymujemy się na kampingu w Canillo, niewielkim miasteczku o lokalnym kolorycie; wszystkie domy mają ściany okładane płytami z miejscowego granitu w kolorze szarym, brunatnym, czarnym. Robią wrażenie solidnych, poważnych, trochę smutnych ale z pewnością doskonale przystosowanych do surowego klimatu. Niewielki kamping przy głównej drodze jest jeszcze pustawy, nieliczni goście zamieszkują drewniane bungalowy, jest parę kamperów i kilku, jak my, namiotowców. W nocy lodowate powietrze pod gwiaździstym niebem zapędza nas szybko do namiotu.
Słonecznym rankiem rozglądamy się wokół... Tam, wysoko w górze widać sylwetkę wysuniętego nad przepaścią pomostu, widok z niego na dolinę musi być wspaniały. Napewno tam pojedziemy... jutro.
Pierwsze kroki kierujemy do zabytkowego kościoła Sant Johan de Caselles z XI-XII w., stoi tuż przy drodze blisko Canillo.
Typowy przykład romańskiej architektury andorskiej; jedna nawa, ołtarz w półkorągłej absydzie i „obowiązkowa” wysoka, wysmukła wieża. Wewnątrz na ścianie oryginalny fresk z gipsową figurą Chrystusa Ukrzyżowanego, mocno zniszczoną niestety, a za ciekawie dekorowaną kratą mieści się cenny 16-wieczny ołtarz.