Przeczytałam post Jinksa z uroczymi wierszykami i przypomniało mi się, jak wchodziłam na Łysicę zimą 2009, w lutym. Mój syn był wtedy rozbrykanym 11-latkiem i miał równie rozbrykanego kumpla, też 11-latka. Wzięliśmy chłopaków na weekend w Góry Świętokrzyskie, żeby się dotlenili przed powrotem do szkoły po feriach (przebąblowanych w Warszawie).
Wchodziliśmy od strony klasztoru Św. Kaśki i schodziliśmy do wsi Kakonin, więc będzie ta sama kolejność i z grubsza te same obiekty co u Jinksa. Tyle, że pora roku inna - i polecam gorąco Góry świętokrzyskie właśnie w zimie! Dzień wprawdzie krótki, ale jeśli śnieg dopisze - jest bajkowo. Śnieg raz jest biały, raz błękitny, to znów różowy - wszystko zależy od oświetlenia. Las jodłowy obsypany śniegiem to koronkowa robota natury. Wydawałoby się, że las i śnieg, śnieg i las, no i ile można w końcu focić, a w ogóle to chyba za bardzo nie ma czego focić... ale w moim przypadku było wręcz przeciwnie - nie mogłam przestać. Mój mężuś też nie.
Wchodziliśmy od strony klasztoru Św. Kaśki i schodziliśmy do wsi Kakonin, więc będzie ta sama kolejność i z grubsza te same obiekty co u Jinksa. Tyle, że pora roku inna - i polecam gorąco Góry świętokrzyskie właśnie w zimie! Dzień wprawdzie krótki, ale jeśli śnieg dopisze - jest bajkowo. Śnieg raz jest biały, raz błękitny, to znów różowy - wszystko zależy od oświetlenia. Las jodłowy obsypany śniegiem to koronkowa robota natury. Wydawałoby się, że las i śnieg, śnieg i las, no i ile można w końcu focić, a w ogóle to chyba za bardzo nie ma czego focić... ale w moim przypadku było wręcz przeciwnie - nie mogłam przestać. Mój mężuś też nie.