12-03-2019, 06:41
Najbliższy kamping w okolicy
Ptasie apartamentowce
Nasze zakupy robimy w Bethanii, tu jest stacja paliw, kilka sklepów, rzeźnik, hotel i...asfalt na ulicach. Po 10 km już jesteśmy na ważnej szosie B 4, Luderitz – Keetmanshoop.
Parę lat temu przeżylismy ciekawe momenty na tej szosie. Późną popłudniową porą jechaliśmy od Seeheim do Luderitz, to tylko 300 km. Za Aus, tam gdzie droga biegnie między laskiem a pustynią, rozszalała się burza piaskowa. Ciemności, bardzo silny wiatr zacinający piaskiem uniemożliwiały wszelką widoczność, bicze piaskowe waliły po przedniej szybie, nie widać było gdzie szosa a gdzie nie-szosa. Jechać trudno, zatrzymać się nie można, zjechać na bok nie ma gdzie, strach przed zjazdem z drogi w jakąś wydmę...
Szybki, myślowy remanent prowiantu wykazał, że mamy dość jedzenia na przetrwanie do rana nawet w wydmie. Po jakimś czasie wiatr trochę zelżał i zamajaczyły światła miasta, widmo wydmy oddaliło się.
Kamping w Luderitz położony jest na skalistym półwyspie nad morzem. Domek recepcji, właściwie metalowy kontener przywiązany linami do podłoża, hałasuje na wietrze tak, że nie można normalnie rozmawiać przy rejestracji. Postawienie namiotu było niemałym wyczynem, kolacja odbyła się w lokalu kuchennym bloku sanitarnego, na stojąco a i tak byliśmy szczęśliwi że nie jemy w samochodzie.
Następnego dnia wiatr znacznie osłabł, pokazało się słońce i mogliśmy spokojnie zwiedzić miasto, które ma starą dzielnicę kolorowych domków z XIX w. wokół kościoła luterańskiego, oraz inne budynki z czasów kolonialnych.
Niedaleko jest półwysep Diaz Point z krzyżem, gdzie w XV w. zatrzymał się słynny portugalski żeglarz. Okoliczne skały oblężone są przez lwy morskie.
A na popołudnie wykupiliśmy w Tourist Office bilety na zwiedzanie Kolmanskop, zasypanego piaskiem i opuszczonego miasta pracowników tutejszych min diamentów, teraz bardzo malowniczego i pełnego melancholii.
Obecnie z tej autostrady B 4 zbaczamy na piwko do Seeheim, to mała osada o swoistym uroku. Powstała jako przystanek na lini kolejowej, kiedyś ważnej, są 3 tory, 2 bocznice i nasyp pod jeszcze 2. Dawny, piętrowy budynek stacji, przerobiony jest na skład rupieci, dziś ruch jest niewielki, głównie towarowy. Kilka domków mieszkalnych na skalistym zboczu, hotel z restaracją i barem w stylu minionej epoki przy placu pod palmami. Tu „pachnie” XIX-ym wiekiem.
Wczoraj była wielka burza, dziś jeszcze błyszczą kałuże w słońcu i pobliska rzeka pełna jest wody, a mostu nie ma...trzeba w bród, po afrykańsku, na szczęście rzeka nie jest zbyt głęboka.
Ptasie apartamentowce
Nasze zakupy robimy w Bethanii, tu jest stacja paliw, kilka sklepów, rzeźnik, hotel i...asfalt na ulicach. Po 10 km już jesteśmy na ważnej szosie B 4, Luderitz – Keetmanshoop.
Parę lat temu przeżylismy ciekawe momenty na tej szosie. Późną popłudniową porą jechaliśmy od Seeheim do Luderitz, to tylko 300 km. Za Aus, tam gdzie droga biegnie między laskiem a pustynią, rozszalała się burza piaskowa. Ciemności, bardzo silny wiatr zacinający piaskiem uniemożliwiały wszelką widoczność, bicze piaskowe waliły po przedniej szybie, nie widać było gdzie szosa a gdzie nie-szosa. Jechać trudno, zatrzymać się nie można, zjechać na bok nie ma gdzie, strach przed zjazdem z drogi w jakąś wydmę...
Szybki, myślowy remanent prowiantu wykazał, że mamy dość jedzenia na przetrwanie do rana nawet w wydmie. Po jakimś czasie wiatr trochę zelżał i zamajaczyły światła miasta, widmo wydmy oddaliło się.
Kamping w Luderitz położony jest na skalistym półwyspie nad morzem. Domek recepcji, właściwie metalowy kontener przywiązany linami do podłoża, hałasuje na wietrze tak, że nie można normalnie rozmawiać przy rejestracji. Postawienie namiotu było niemałym wyczynem, kolacja odbyła się w lokalu kuchennym bloku sanitarnego, na stojąco a i tak byliśmy szczęśliwi że nie jemy w samochodzie.
Następnego dnia wiatr znacznie osłabł, pokazało się słońce i mogliśmy spokojnie zwiedzić miasto, które ma starą dzielnicę kolorowych domków z XIX w. wokół kościoła luterańskiego, oraz inne budynki z czasów kolonialnych.
Niedaleko jest półwysep Diaz Point z krzyżem, gdzie w XV w. zatrzymał się słynny portugalski żeglarz. Okoliczne skały oblężone są przez lwy morskie.
A na popołudnie wykupiliśmy w Tourist Office bilety na zwiedzanie Kolmanskop, zasypanego piaskiem i opuszczonego miasta pracowników tutejszych min diamentów, teraz bardzo malowniczego i pełnego melancholii.
Obecnie z tej autostrady B 4 zbaczamy na piwko do Seeheim, to mała osada o swoistym uroku. Powstała jako przystanek na lini kolejowej, kiedyś ważnej, są 3 tory, 2 bocznice i nasyp pod jeszcze 2. Dawny, piętrowy budynek stacji, przerobiony jest na skład rupieci, dziś ruch jest niewielki, głównie towarowy. Kilka domków mieszkalnych na skalistym zboczu, hotel z restaracją i barem w stylu minionej epoki przy placu pod palmami. Tu „pachnie” XIX-ym wiekiem.
Wczoraj była wielka burza, dziś jeszcze błyszczą kałuże w słońcu i pobliska rzeka pełna jest wody, a mostu nie ma...trzeba w bród, po afrykańsku, na szczęście rzeka nie jest zbyt głęboka.