Thread Rating:
  • 0 Vote(s) - 0 Average
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Nomadowanie w Namibii
#1
Od paru lat mieliśmy „umówione spotkanie” z pewnym lwem w parku Etosha... a to oznaczało, że w  roku 2006 wypadło pojechać do Namibii !

Od kilku tygodni przeglądam ceny biletów lotniczych w internecie... wreszcie znajduję bilet na 2 osoby (tam i z powrotem) za przystępną cenę w sierpniu, terminie zależnym, niestety, od mojego cholerycznego pracodawcy, który zgodził się wreszcie na mój urlop. Lecimy do Cape Town w RPA, gdzie w okolicy mieszkają znajomi, zawsze gotowi na nasze przyjęcie. Lotnisko wita nas gęstymi chmurami i drobnym deszczem, a gdzie afrykańskie słońce ? Zarezerwowany samochód czeka na parkingu – nie zapomnij – tu ruch jest lewostronny !

[Image: Namibia001.jpg]

Taka nasza wyprawa na inny kontynent wymagała przetransportowania drogą lotniczą prawie 20 kg naszego sprzętu kampingowego i różnych drobiazgów, które sprawiają nam przyjemność w podróży, oczywiście nie zabieramy ani stołu ani krzesełek bo w takie są wyposażone miejscowe kampingi. Na wszelki wypadek mamy do siedzenia nadmuchiwane poduszki. Na czas tak długiej wyprawy nie chcemy korzystać z wypożyczonego sprzętu na miejscu.
Po kilku dniach pobytu i wycieczek po okolicy; do Cape Town, do Simon’s Town, gdzie jest fabryka-szlifiernia-muzeum pól-szlachetnych kamieni (można sobie uzbierać woreczk za niewielką opłatą), do Boulders do rezerwatu pingwinów i na Przylądek Dobrej Nadzieji. Najbardziej południowy kraniec Afryki – Cap Aghulas jest niedaleko, ale tam już byliśmy w czasie poprzedniej podróży...
Po zrobieniu koniecznych zapasów w supermarkietach (tu alkohol kupuje się w osobnym), w aptece i zapakowaniu samochodu, ruszamy w drogę szosą N7 na północ RPA. Ledwo zdążamy przed 17-tą do sklepu przy drodze...aby zakupić worek doskonałych pomarańczy i torebki różnych suszonych owoców, prosto z fermy.

Sierpień w Europie to środek albo koniec lata ale to zaledwie wczesne przedwiośnie na południu Afryki. O zmroku zajeżdżamy na kamping Caravan Park w Springbok. Temperatura bliska zera, mój podróżniczy zegarek schowany w cieple rękawa nie ma odwagi pokazać prawdziwej temperatury. Stawiamy namiot na jednym z wolnych dużych placów z kranem i obetonowanym indywidualnym grilem (taki braai to normalka tutaj).
Nie jesteśmy tu sami, wokół kilka namiotów, kręcący się ludzie to z wyglądu emeryci z wnuczkami, niska temperatura im nie przeszkadza? Wypada przystosować się, zasiadamy do kolacji przy gościnnym grupowym stole, bo tu jest światło. Ręce przymarzają do kuchenki, stosujemy rozgrzewacz w postaci doskonałego wina południowoafrykanskiego z winnic w okolicy Stellenbosch. Noc jest gwiaździsta i bardzo lodowata.
Rano budzi nas słońce na kryształowo przezroczystym niebie. Ostatnie zakupy w Nababeep, paliwo, pobranie pieniędzy z dystrybutora i dojeżdżamy do granicy na rzece Oranje.

Na ścianach budynku granicznego wiszą jeszcze plakaty po dopiero co opanowanej epmidemii choroby polio czyli Hayne Medina.
Mamy wszelkie wymagane szczepienia: polio-tetanos, żółtaczkę.., na ewentualną malarię zapas pigułek. Sprawna odprawa, obowiązkowa opłata i ...wjeżdżamy do Namibii. Przestawiamy zegarki, zyskaliśmy godzinkę.

Namibii nie można mierzyć europejską miarą. Główna asfaltowa droga szybkiego ruchu B1 przecina kraj z południa na północ i krzyżuje kilka podobnych dróg asfaltowanych, prowadzących do głównych miast. Pozostałe drogi, a takich jest większość, to szerokie szutrówki o różnym stopniu utrzymania, a te mniej ważne pełne są wybojów, dziur, mają częste brody na rzadkich jednak rzekach, nie wspominając o tych piaszczystych czy kamienistych, dostępnych tylko dla samochodów o napędzie 4 x 4.
Miasteczka zaznaczone na mapie, według naszych europejskich przyzwyczajeń, zasługiwałyby najwyżej na miano wioski z małym sklepikiem i kioskiem piwnym.
Odległości między miastami liczy się w dziesiątkach, a raczej setkach kilometrów, często można jechać wiele godzin i prędzej spotkać jakieś dzikie zwierzę niż człowieka, a horyzont niezakłócony żadną działalnością człowieka wydaje się tak odległy, że aż nieosiągalny.

[Image: Namibia008.jpg]

Oczywiście w takich warunkach należy zawsze zrobić zapas paliwa, wody i żywności gdy tylko jest to możliwe.
Porozumieć się można po angielsku, poziom zależy od pozycji socjalnej rozmówcy, po afrikanersku, czyli w języku wywodzącym się od pionierów holenderskich, w języku któregoś z plemion lub ...na migi i z uśmiechem.

Pierwsze zatrzymanie, po 150 km, w Grunau; jest tu kilka domów, stacja kolejowa, stacja paliw, Country House pełniący rolę hotelu, restauracji i baru a wokół pustka. Po piaszczystej drodze przejeżdża czerwona ciężarówka „coca coli” i niknie na horyzoncie w tumanach kurzu.

[Image: Namibia004.jpg] 

Po południu, 160 km dalej, koło Keetemanshoop skręcamy na żwirówkę do Koes i już po 14 km osiągamy fermę Gariganus oferujacą hotel, restaurację i kamping.
Mamy jeszcze czas na piwo bo o godz. 16 jest....pora karmienia gepardów. Prowadzą nas do siatkowego ogrodzenia, dwa „duże koty” już niecierpliwe chodzą w prawo i w lewo, zaglądam im w pomarańczowe oczy, jeden robi dziwny, bardzo ludzki, pytający grymas: „gdzie mój obiad ?!”. Po chwili pracowniczka fermy otwiera bramę, możemy wejść, gepardy dostają każdy swoją porcję i nie zwracają na nas najmniejszej uwagi, możemy podejść bardzo blisko, fotografować je ile chcemy a nawet pogłaskać. Potem wychodzimy za ogrodzenie fermy z drugiej strony, jesteśmy trochę zdezorientowani..., po chwili drobnym truchtem od strony sawanny nadbiega inny gepard, spogląda na nas, dostaje też swoją porcję i szybko odbiega prawie ocierając się o mnie. Jesteśmy jak zahipnotyzowani.
Dopiero po chwili możemy zainteresować się norką dużej rodziny surikatów, wykopaną w piasku. Jeden z nich siedzi na tylnych łapkach pilnie nadsłuchując i rozglądając się, po chwili wychodzą z norki matki z małymi, które zabawnie figlują.
Po fermie włóczy się jeszcze stary guziec (warthog), przyzwyczajony do drapania po grzbiecie oraz duża czerwona antylopa, bardziej płochliwa.

[Image: Etosha-(26).jpg]

[Image: Namibia006.jpg]

O zachodzie słońca idziemy oglądać i fotografować las kokerboomów, dziwacznych drzew porastający okoliczne wzgórza. Jest to drzewiasty rodzaj aloesu, osiągający 8 –10 m wysokości o masywnym szarym pniu, parasolowatej koronie z twardymi liśćmi. Spacerujemy wśród kokerboomów obserwując ich zaskakujące formy.

[Image: Namibia007.jpg]

[Image: Namibia009.jpg]

[Image: Namibia010.jpg]

[Image: Namibia011.jpg]

Na noc zostajemy na kampingu. Miejsca wiele, do najbliższych sąsiadów jest kilkanaście metrów, stoły i siedzenia zrobione są z kamieni, miejsce na ognisko w metalowym kręgu, gorąca woda w łazienkach. Noc bardzo zimna pod bezchmurnym, wygwieżdżonym niebem, podziwiamy Krzyż Południa i inne, nieznane gwiazdozbiory.
Koło fermy jest też rezerwat Geant’s Playground, z niewysokimi skałkami bazaltowymi. Na nich grzeją się w słońcu góralki (dassie), zwierzątka wielkości królika o wielkich brzuchach i małych uszkach.

[Image: Namibia012.jpg]

[Image: Namibia013.jpg]

[Image: Namibia014.jpg]

góralik (dassie)

[Image: dassie.jpg]

Opuszczamy skałki, kokerboomy i góraliki. Wracamy na B-1, szosa prowadzi prosto na północ, samochodów bardzo mało, jesteśmy prawie sami a to zachęca do szybkiej jazdy, zbyt szybkiej, kończącej się zatrzymaniem przez policję koło Mariental. Prawdopodobnie jest tu stały posterunek-pułapka. Trzeba udać się na posterunek policji w mieście i opłcić mandat, okolo 25 euro. Korzystamy z pobytu w mieście i wpadamy na piwo do hotel – lodge.
Niedaleko na północ od Mariental droga przebiega koło Hadrap Dam Game Park – niewielki park rezerwat, oaza zieloności nad sztucznym jeziorem zalewowym. Można tu już spotkać większość zwierząt afrykańskich, zanocować na kampingu lub w bungalowach, zrobić kilka wycieczek pieszych a przynajmniej zatrzymać się na piknik
( wymagana mała opłata za wejście).
Autostrada ma siatkowe płoty po obu stronach, za jednym z nich widzimy antylopę kudu, szykuje się do przejścia ?

Wieczorem dojeżdżamy do Windhoek, stolicy Namibii, (prawie 800 km od granicy z RPA) na wjeździe wita nas duże stado małp...., potem kontrola policyjna, sprawdzająca wszystkie samochody wjeżdżające do miasta. Mamy wrażenie, że po sprawdzeniu paszportów pan policjant na coś czeka ale widząc nasze naiwne miny, rezygnuje. Szukamy, znanego już z poprzedniej podróży hotelu w północno-wschodniej części miasta, niedaleko restauracji Joe’s Beerhouse. Trudno o wolne miejsca, trafiamy do Eros Pension: pokoj 2–os, łazienka, telewizor, lodówka, elektryczny czajnik i saszetki kawy i herbaty w pokoju, w cenę wliczone jest poranne, obfite śniadanie z wielkim wyborem produktów.
Reply


Messages In This Thread
Nomadowanie w Namibii - by Pixi - 11-03-2019, 06:19
RE: Nomadowanie w Namibii - by Pixi - 11-03-2019, 08:07
RE: Nomadowanie w Namibii - by Pixi - 11-03-2019, 08:31
RE: Nomadowanie w Namibii - by Pixi - 11-03-2019, 08:51
RE: Nomadowanie w Namibii - by Pixi - 11-03-2019, 10:46
RE: Nomadowanie w Namibii - by Pixi - 11-03-2019, 11:10
RE: Nomadowanie w Namibii - by Pixi - 12-03-2019, 12:35
RE: Nomadowanie w Namibii - by Pixi - 12-03-2019, 12:45
RE: Nomadowanie w Namibii - by Pixi - 12-03-2019, 12:52
RE: Nomadowanie w Namibii - by Pixi - 12-03-2019, 01:16
RE: Nomadowanie w Namibii - by Pixi - 12-03-2019, 06:41
RE: Nomadowanie w Namibii - by Pixi - 12-03-2019, 06:51



Users browsing this thread: 1 Guest(s)