28-10-2019, 06:28
Potem przenosimy się w czasie i przestrzeni do ETAR, (8 km na południowy-zachód od Gabrova) jednakże aura przestała nam sprzyjać. Na niebo wpełzły sine, ciężkie chmury i posiekło deszczem. Próbujemy przeczekać lecz szare niebo nie wróży szybkiego końca ulewy. Wobec zbliżającego się wieczoru i łąk zamieniających się w bajorka, decydujemy się na hotelowy nocleg. Niedaleko Sokolskiego Monastyru jest „Dunkova Kaszta” , bierzemy skromny pokój z tarasem za 50 leva (ze śniadaniem). Ulewa trwa, wiatr siecze gęstym deszczem z kilkusekudowymi przerwami. I jak tu wyjść z auta ?
Jak wysegregować rzeczy potrzebne w hotelu gdy auto zapakowane jest z przeznaczeniem na biwak i rzeczy poutykane są w różnych przeznaczonych dla nich miejscach, dla wygody... Nigdy nie wyjmujemy całych toreb podróżnych tylko każdorazowo to co akurat potrzebne. Pierwszy pod ręką jest zawsze sprzęt biwakowy. A tu wypada w deszczu rozpakować cały kufer aby wyciągnąć świeże skarpetki...
Kolacje jemy w kasztowej restauracji. Dopiero koło północy niebo wypogodziło się i ostatnie piwko wypiliśmy już na tarasie. Nocka była chłodna i kocyk nieodzowny.
Rano zaglądamy do Sokolskiego Monastyru z początku XIX w. Biało tynkowy mur z murowanym, piętrowym gankiem z niewielką bramą, jak zwykle, wprowadza do środka. Za nim zabudowania klasztorne wokół dziedzińca, a na nim zielony, kwiecisty skwerek z dekoracyjną, fantazyjną 8-kątną fontanną.
Sama cerkiew jest dalej i niżej, w skalnym zakolu, trzeba zejść po metalowych schodkach. Niewielka z podcieniami i wieżyczką pokrytymi malowidłami. To te wilgotne, omszone pieczary okalające aktualną cerkiew dały schronienie pierwszej, drewnianej światyni.
Jak wysegregować rzeczy potrzebne w hotelu gdy auto zapakowane jest z przeznaczeniem na biwak i rzeczy poutykane są w różnych przeznaczonych dla nich miejscach, dla wygody... Nigdy nie wyjmujemy całych toreb podróżnych tylko każdorazowo to co akurat potrzebne. Pierwszy pod ręką jest zawsze sprzęt biwakowy. A tu wypada w deszczu rozpakować cały kufer aby wyciągnąć świeże skarpetki...
Kolacje jemy w kasztowej restauracji. Dopiero koło północy niebo wypogodziło się i ostatnie piwko wypiliśmy już na tarasie. Nocka była chłodna i kocyk nieodzowny.
Rano zaglądamy do Sokolskiego Monastyru z początku XIX w. Biało tynkowy mur z murowanym, piętrowym gankiem z niewielką bramą, jak zwykle, wprowadza do środka. Za nim zabudowania klasztorne wokół dziedzińca, a na nim zielony, kwiecisty skwerek z dekoracyjną, fantazyjną 8-kątną fontanną.
Sama cerkiew jest dalej i niżej, w skalnym zakolu, trzeba zejść po metalowych schodkach. Niewielka z podcieniami i wieżyczką pokrytymi malowidłami. To te wilgotne, omszone pieczary okalające aktualną cerkiew dały schronienie pierwszej, drewnianej światyni.