21-01-2024, 03:28
Dlaczego wracamy do Grecji ? Dzięki systemowi „pracy zdalnej” możemy sobie pozwolić na dłuższe wakacje. Udajemy sie na wyspę Andros w archipelagu północnych Cykladów.
Od przejścia granicznego Makaza-Nimfaja zjeżdzamy z górskiego pasma Rodopów na południe do Komotini i mkniemy autostradą na zachód do Saloników, a potem następną autostradą na południe w kierunku Aten, aż do zjazdu do Rafiny. Oczywiście ten długi odcinek przerywany jest kilkoma (3) biwakami nad morzem lub w lesie dla uprzyjemnienia wakacyjnego pobytu.
Relacja z Andros jest w osobnym wątku
Po pobycie na Andros, skąd na koniec wypłoszyły nas silny wiatr i sine chmury zawieszone na szczytach gór, zapowiadające burzowe dni.
Schodzimy ze statku w Rafinie i autostradą kierujemy się na zachód od Aten, na planowany biwak na brzegu zatoki Korynckiej. Przejeżdżamy przez spalone lasy, wokół sterczą czarne kikuty drzew, bardzo smutny widok. Słyszeliśmy o tym pożarze, wybuchł w sierpniu, od pioruna zapaliły się drzewa i ogień poszedł dalej lawinowo.
Zmrok zapada, niebo pokryte chmurami, lecz deszcz nie pada. Mamy dwa warianty na nocleg; biwak w lesie koło starego, samotnego kościółka, miejsce spokojne i romantyczne, lub dalej, pod dachem starej, opuszczonej tawerny ale mniej intymne bo bliżej szosy i miasteczka.
Wybieramy wariant pierwszy. Pod koniec kolacji zaczął kropić deszczyk, wciągnęliśmy stolik i krzesełka do namiotu aby spokojnie kontunuować wieczór. W nocy rozpętała się burza, ulewny deszcz, pioruny, grzmoty odbijały się wielokrotnym echem po górach. Błyskawice rozświetlały niebo, jedna za drugą. Poczuliśmy się trochę nieswojo...
Burza krążyła wokół i miała jeszcze kilka nawrotów, do rana pozostał już tylko ulewny deszcz. Koło południa zaczynamy zwijać biwak, w deszczu to nie takie proste, a całkiem mokry namiot trudno się składa.
Ruszamy w stronę Koryntu, jeszcze w deszczu, drogą w wzdłuż brzegu, pełną kałuż i spadłych z gór kamieni i zalanych wodą terenów. Pod wieczór deszcz nareszcie przestał padać.
Dopiero potem dowiedzieliśmy się, że były to największe opady w Grecji od 1955 roku, prawdziwy potop w okolicach Aten, który spowodował wiele szkód i kilka ofiar... Nawet dostaliśmy sms-owy alarm na smartfona.
Taka niepewna chmurna, deszczowa pogoda trwała parę dni.
Skoro znaleźliśmy się na Peloponezie a pogoda nie plażowa, pojechaliśmy do Nemea. Właściwie są dwie Nemea : nowożytne miasto a niedaleko starsze, mniejsze Archea Nemea. Ta słynna z ruin starożytnej świątyni Zeusa, antycznego stadionu na sportowe igrzyska, legendarnego lwa z Nemea a raczej Herkulesa, który go pokonał, i oczywiście z licznych producentów doskonałych win.
Świątynia Zeusa powstała w IV w. p.n.e. Kiedyś miała 6 kolumn na fasadzie, po 12 po bokach i 6 z tyłu. Została powalona w czasie trzęsienia ziemi, jedynie 3 kolumny przetrwały stojąc. W okresie ostatnich kilkunastu lat lezące kolumny stopniowo zostały dbudowane, przywrócone do pionu i połączone architrawami. Obecnie stoi 9 kolumn. Wokół świątyni leżą na ziemi kamienne, kanelowane kręgi pozostałych.
Na terenie odkrywki są jeszcze ruiny innych budynków.
Stadion z końca IV w. z ciekawym konstrukcyjnie tunelem wejściowym, mial bieżnię z torami dla 13 zawodników.
W okolicy, w otoczeniu winnic są jeszcze ruiny niewielkiej świątyni Heraklesa.
W muzeum oprócz typowych eksponatów glinianych i kamiennych, jak w wielu greckich muzeach, są przedmioty znalezione w skalnych grobach koło wsi Aidonia, niedaleko Nemea. To one nas interesują !
W Aidonia odkryto ponad 20 grobów wydrążonych w skalistym zboczu pochodzących z okresu XV – XIII w.p.n.e (podobny okres jak Mykeny). Wejście do każdego prowadzi wąskim korytarzem o pionowych ścianach, zagłębiającym się coraz bardziej w dół, aż do obszernej komory. Parę grobów ma nawet po kilka pomieszczeń.
Groby zostały splądrowane i okradzione w końcu XX w. jeszcze przed pracami archeologicznymi. Znajdowały się w nich wyroby ceramiczne: naczynia, filiżanki, figurki, oraz złote : owalne sygnety do pieczęci a także złota biżuteria. Znaczną część skradzionych złotych przedmiotów odnaleziono gdy zostały wystawione na aukcji w USA, udało się je odzyskać i powróciły do Grecji.
Trzy grobowce przetrwały nienaruszone.
Owalne sygnety do pieczęci i ozdoby
Gdy pogoda zaczęła się poprawiać wróciliśmy na wybrzeże zatoki Korynckiej. Zaskoczył nas kolor wody, zwykle niebieska i spokojnie pluszcząca, stała się żółtawo-zielonkawa i wzburzona, z wstęgą białej piany.
Wreszcie, na koniec wakacji słoneczko się do nas uśmiechnęło, pojechaliśmy nad morze do Diakofto. Woda w zatoce przybrała swoje zwyczajne kolory i temperaturę, pozwalając na kąpiele.
A potem pozostało pojechać autostradą do Patrasu... nad morzem Jońskim.
„Morska” podróż... od morza do morza... lądem zamknięta !
Od przejścia granicznego Makaza-Nimfaja zjeżdzamy z górskiego pasma Rodopów na południe do Komotini i mkniemy autostradą na zachód do Saloników, a potem następną autostradą na południe w kierunku Aten, aż do zjazdu do Rafiny. Oczywiście ten długi odcinek przerywany jest kilkoma (3) biwakami nad morzem lub w lesie dla uprzyjemnienia wakacyjnego pobytu.
Relacja z Andros jest w osobnym wątku
Po pobycie na Andros, skąd na koniec wypłoszyły nas silny wiatr i sine chmury zawieszone na szczytach gór, zapowiadające burzowe dni.
Schodzimy ze statku w Rafinie i autostradą kierujemy się na zachód od Aten, na planowany biwak na brzegu zatoki Korynckiej. Przejeżdżamy przez spalone lasy, wokół sterczą czarne kikuty drzew, bardzo smutny widok. Słyszeliśmy o tym pożarze, wybuchł w sierpniu, od pioruna zapaliły się drzewa i ogień poszedł dalej lawinowo.
Zmrok zapada, niebo pokryte chmurami, lecz deszcz nie pada. Mamy dwa warianty na nocleg; biwak w lesie koło starego, samotnego kościółka, miejsce spokojne i romantyczne, lub dalej, pod dachem starej, opuszczonej tawerny ale mniej intymne bo bliżej szosy i miasteczka.
Wybieramy wariant pierwszy. Pod koniec kolacji zaczął kropić deszczyk, wciągnęliśmy stolik i krzesełka do namiotu aby spokojnie kontunuować wieczór. W nocy rozpętała się burza, ulewny deszcz, pioruny, grzmoty odbijały się wielokrotnym echem po górach. Błyskawice rozświetlały niebo, jedna za drugą. Poczuliśmy się trochę nieswojo...
Burza krążyła wokół i miała jeszcze kilka nawrotów, do rana pozostał już tylko ulewny deszcz. Koło południa zaczynamy zwijać biwak, w deszczu to nie takie proste, a całkiem mokry namiot trudno się składa.
Ruszamy w stronę Koryntu, jeszcze w deszczu, drogą w wzdłuż brzegu, pełną kałuż i spadłych z gór kamieni i zalanych wodą terenów. Pod wieczór deszcz nareszcie przestał padać.
Dopiero potem dowiedzieliśmy się, że były to największe opady w Grecji od 1955 roku, prawdziwy potop w okolicach Aten, który spowodował wiele szkód i kilka ofiar... Nawet dostaliśmy sms-owy alarm na smartfona.
Taka niepewna chmurna, deszczowa pogoda trwała parę dni.
Skoro znaleźliśmy się na Peloponezie a pogoda nie plażowa, pojechaliśmy do Nemea. Właściwie są dwie Nemea : nowożytne miasto a niedaleko starsze, mniejsze Archea Nemea. Ta słynna z ruin starożytnej świątyni Zeusa, antycznego stadionu na sportowe igrzyska, legendarnego lwa z Nemea a raczej Herkulesa, który go pokonał, i oczywiście z licznych producentów doskonałych win.
Świątynia Zeusa powstała w IV w. p.n.e. Kiedyś miała 6 kolumn na fasadzie, po 12 po bokach i 6 z tyłu. Została powalona w czasie trzęsienia ziemi, jedynie 3 kolumny przetrwały stojąc. W okresie ostatnich kilkunastu lat lezące kolumny stopniowo zostały dbudowane, przywrócone do pionu i połączone architrawami. Obecnie stoi 9 kolumn. Wokół świątyni leżą na ziemi kamienne, kanelowane kręgi pozostałych.
Na terenie odkrywki są jeszcze ruiny innych budynków.
Stadion z końca IV w. z ciekawym konstrukcyjnie tunelem wejściowym, mial bieżnię z torami dla 13 zawodników.
W okolicy, w otoczeniu winnic są jeszcze ruiny niewielkiej świątyni Heraklesa.
W muzeum oprócz typowych eksponatów glinianych i kamiennych, jak w wielu greckich muzeach, są przedmioty znalezione w skalnych grobach koło wsi Aidonia, niedaleko Nemea. To one nas interesują !
W Aidonia odkryto ponad 20 grobów wydrążonych w skalistym zboczu pochodzących z okresu XV – XIII w.p.n.e (podobny okres jak Mykeny). Wejście do każdego prowadzi wąskim korytarzem o pionowych ścianach, zagłębiającym się coraz bardziej w dół, aż do obszernej komory. Parę grobów ma nawet po kilka pomieszczeń.
Groby zostały splądrowane i okradzione w końcu XX w. jeszcze przed pracami archeologicznymi. Znajdowały się w nich wyroby ceramiczne: naczynia, filiżanki, figurki, oraz złote : owalne sygnety do pieczęci a także złota biżuteria. Znaczną część skradzionych złotych przedmiotów odnaleziono gdy zostały wystawione na aukcji w USA, udało się je odzyskać i powróciły do Grecji.
Trzy grobowce przetrwały nienaruszone.
Owalne sygnety do pieczęci i ozdoby
Gdy pogoda zaczęła się poprawiać wróciliśmy na wybrzeże zatoki Korynckiej. Zaskoczył nas kolor wody, zwykle niebieska i spokojnie pluszcząca, stała się żółtawo-zielonkawa i wzburzona, z wstęgą białej piany.
Wreszcie, na koniec wakacji słoneczko się do nas uśmiechnęło, pojechaliśmy nad morze do Diakofto. Woda w zatoce przybrała swoje zwyczajne kolory i temperaturę, pozwalając na kąpiele.
A potem pozostało pojechać autostradą do Patrasu... nad morzem Jońskim.
„Morska” podróż... od morza do morza... lądem zamknięta !