Schron jest mały, ale niesamowicie przytulny, zadbany, czysty.
Podłogi schronu wysłane są dywanami, przed wejściem zostawia się buty przed drzwiami.
Panuje tu wspaniała atmosfera. W głównym budynku na dole jest kuchnia i sala.
Sala jeszcze pusta.
Szatnia.
Miejsce na buty.
A na górze jest sypialnia na 30 osób (na każdego przypada 1 m kw.).
Oprócz głównego budynku są namioty
i jeden bungalow – a w nim haftowane żółte poduszeczki i wszystko miniaturowych rozmiarów jak w domku dla krasnoludków.
Wybieramy spanie w dużej sali na poddaszu, boimy się zimna w małym domeczku. Przy dwóch dużych stołach spędzamy resztę dnia.
O 22.30 jest cisza nocna.
Zanim jednak zapadnie, wieczór upaja się opowieściami przybyszy z najróżniejszych stron świata o przebytych szlakach, głośnym śmiechem i zabawą, wznoszonymi toastami, pozdrowieniami, i, czego nie może zabraknąć, deklaracjami międzynarodowej przyjaźni. Występują m.in.: samotnie podróżujący Niemiec inżynier o twarzy św. Franciszka, młode belgijskie małżeństwo - on niedoszły filozof (nie skończył studiów, jak wnioskuję głównie z lenistwa), szef kuchni, a teraz ceniony w Brukseli hydraulik konkurencja dla robotnika z Polski, wielka grupa Serbów - okulary, dostojne i inteligentne twarze, znają języki, na inne narody słowiańskie, a może jedynie południowo-słowiańskie, zdają się patrzeć z pewnym poczuciem wyższości, tajemniczy to naród.
Podłogi schronu wysłane są dywanami, przed wejściem zostawia się buty przed drzwiami.
Panuje tu wspaniała atmosfera. W głównym budynku na dole jest kuchnia i sala.
Sala jeszcze pusta.
Szatnia.
Miejsce na buty.
A na górze jest sypialnia na 30 osób (na każdego przypada 1 m kw.).
Oprócz głównego budynku są namioty
i jeden bungalow – a w nim haftowane żółte poduszeczki i wszystko miniaturowych rozmiarów jak w domku dla krasnoludków.
Wybieramy spanie w dużej sali na poddaszu, boimy się zimna w małym domeczku. Przy dwóch dużych stołach spędzamy resztę dnia.
O 22.30 jest cisza nocna.
Zanim jednak zapadnie, wieczór upaja się opowieściami przybyszy z najróżniejszych stron świata o przebytych szlakach, głośnym śmiechem i zabawą, wznoszonymi toastami, pozdrowieniami, i, czego nie może zabraknąć, deklaracjami międzynarodowej przyjaźni. Występują m.in.: samotnie podróżujący Niemiec inżynier o twarzy św. Franciszka, młode belgijskie małżeństwo - on niedoszły filozof (nie skończył studiów, jak wnioskuję głównie z lenistwa), szef kuchni, a teraz ceniony w Brukseli hydraulik konkurencja dla robotnika z Polski, wielka grupa Serbów - okulary, dostojne i inteligentne twarze, znają języki, na inne narody słowiańskie, a może jedynie południowo-słowiańskie, zdają się patrzeć z pewnym poczuciem wyższości, tajemniczy to naród.