10-03-2019, 12:28
Po południu całą grupą płyniemy barką po jeziorze na drugi brzeg do Santiago Atitlan. Łódki tutejszych rybaków w większości wydrążone są z jednego pnia drzewa, rzadko zbite z desek. Mają bardzo płaskie dno i zadarty do góry, lekko podniesiony płaski dziób.
Wychodzimy na brzeg i znowu wpadamy w świat kolorów choć inaczej skomponowanych. Mężczyźni noszą spodnie do zaledwie poniżej kolan, w białoczerwone pionowe paski lub białofioletowe paski, bardzo często dołem obficie i kolorowo haftowane w drobne ptaszki, kwiatki, ludziki i zwierzęta. Koszule też mają wielokolorowe i haftowane, słomiane kapelusze. Chodzą szybko drobnymi kroczkami niosąc na plecach wielkie toboły przytrzymywane za pomocy przepaski na czole.
Kobiety i małe dziewczynki noszą kolorowe spódnice i jeszcze bardziej kolorowe, haftowane bluzki przewiązane kolorowym szerokim pasem obiegającym kilkakrotnie talię. Podobne pasy noszą meżczyźni.
Osada liczy kilkanaście tysięcy mieszkańców. Zabudowa jest bardzo gęsta, zagroda przy zagrodzie, oddzielone kamiennymi murkami, z niektórych dobiega chrząkanie świniaków. Chaty mają strzechy z liści palmowych, bananowce rosną obok.
Chyba wszyscy mieszkańcy są na ulicach, nie tyle powodowani zaciekawieniem turystami ile wyczuciem możliwości łatwego zarobku, niektóre kobiety żądają nawet pieniążków za zrobienie im zdjęcia. Prawie w każdej chacie jest warsztat tkacki, kobiety młode i starsze siedzą przed nim na piętach i zapalczywie tkają, po kątach izb pietrzą się stosy utkanych makat, kilimów, serwet, materiałów na ubrania i torby…
W środku osiedla jest szkoła, dzieciaki nie w mundurkach a w swoich tradycjonalnych, kolorowych ubiorach uganają się za piłką na boisku. Jest kilka sklepików z takimi « ichnimi » ubiorami ale i sklep z ubiorami « europejskimi » - dżinsy, koszule, boty. Są też spożywczaki, apteka.
Gdy wracamy, niebo pokryło się tradycyjnie chmurami i zaczyna lać deszcz, obsługa barki pospiesznie zawiesza plastikowe osłony wzdłuż burt. Zrywa się wiatr, zaczyna nieźle kiwać barką a jeszcze nawet nie osiągnęliśmy środka jeziora i podróż staje się mniej przyjemna. Wreszcie dopływamy we mgle i pod szarymi chmurami ale już bez deszczu.
Wychodzimy na brzeg i znowu wpadamy w świat kolorów choć inaczej skomponowanych. Mężczyźni noszą spodnie do zaledwie poniżej kolan, w białoczerwone pionowe paski lub białofioletowe paski, bardzo często dołem obficie i kolorowo haftowane w drobne ptaszki, kwiatki, ludziki i zwierzęta. Koszule też mają wielokolorowe i haftowane, słomiane kapelusze. Chodzą szybko drobnymi kroczkami niosąc na plecach wielkie toboły przytrzymywane za pomocy przepaski na czole.
Kobiety i małe dziewczynki noszą kolorowe spódnice i jeszcze bardziej kolorowe, haftowane bluzki przewiązane kolorowym szerokim pasem obiegającym kilkakrotnie talię. Podobne pasy noszą meżczyźni.
Osada liczy kilkanaście tysięcy mieszkańców. Zabudowa jest bardzo gęsta, zagroda przy zagrodzie, oddzielone kamiennymi murkami, z niektórych dobiega chrząkanie świniaków. Chaty mają strzechy z liści palmowych, bananowce rosną obok.
Chyba wszyscy mieszkańcy są na ulicach, nie tyle powodowani zaciekawieniem turystami ile wyczuciem możliwości łatwego zarobku, niektóre kobiety żądają nawet pieniążków za zrobienie im zdjęcia. Prawie w każdej chacie jest warsztat tkacki, kobiety młode i starsze siedzą przed nim na piętach i zapalczywie tkają, po kątach izb pietrzą się stosy utkanych makat, kilimów, serwet, materiałów na ubrania i torby…
W środku osiedla jest szkoła, dzieciaki nie w mundurkach a w swoich tradycjonalnych, kolorowych ubiorach uganają się za piłką na boisku. Jest kilka sklepików z takimi « ichnimi » ubiorami ale i sklep z ubiorami « europejskimi » - dżinsy, koszule, boty. Są też spożywczaki, apteka.
Gdy wracamy, niebo pokryło się tradycyjnie chmurami i zaczyna lać deszcz, obsługa barki pospiesznie zawiesza plastikowe osłony wzdłuż burt. Zrywa się wiatr, zaczyna nieźle kiwać barką a jeszcze nawet nie osiągnęliśmy środka jeziora i podróż staje się mniej przyjemna. Wreszcie dopływamy we mgle i pod szarymi chmurami ale już bez deszczu.