23-02-2024, 05:04
Znacie ? Rzadziej odwiedzana niż bardziej południowe Rodos czy Kreta, ale bardzo ciekawa, oryginalna wyspa z archipelagu północnych Cykladów. Bardzo górzysta, jej szczyty sięgają prawie 1000 m.n.p.m.
Płyniemy z portu w Rafinie, niedaleko Aten, wybieramy statek odpływający po południu, mamy jeszcze czas przegryżć coś niecoś i wypić piwko w tawernie. Gdy odpływamy, niebo jest zachmurzone ale jest ciepło i bezwietrznie. Po 2 godz. przypływamy do portu Gavros na zachodzie Andros, po niebie płyną sinawe chmury, dołem wieje niewielki wiatr. Wyspa znana jest z silnych, częstych wiatrów. Robimy szybkie zakupy życiowych produktów i wybieramy na nocleg najbliższą zatokę, za górą, z długą, piszczystą plażą Fellou. Zajmujemy miejsce ocienione tamaryszkami, niestety, nie chronią nas od wiatru. Kilka domów obok świeci pustkami a jednak o zmroku 3 koty przychodzą pomóc nam zjeść skromną kolację.
Następnego dnia ruszamy wczesnym popołudniem na zwiedzanie. Góry są „łyse”, pokryte niską, skąpą roślinnością. Słońce mocno grzeje ale silny wiatr łagodzi upał. Zbaczamy z szosy, kamienistą drogą w górę do klasztoru Moni Zadochou Pighis. Robi wrażenie, jakby uśpionego, jest niedziela a tu żywej duszy nie widać. Na pustym dziedzińcu wiatr mniej wieje i tylko 4 koty nas witają dopominając się o jadalny datek.
Jadąc na wschód wzdłuż południowego brzegu wyspy, trafiamy do malowniczego miasteczka Batsi. Położone na stokach głębokiej zatoki z piaszczystą plażą, zabudowane domkami malowanymi na biało, krytymi dachami z czerwonych dachówek, świetnie się prezentuje w popołudniowych promieniach slońca. Pełno tu hotelików, barów, tarasów sympataczynych tavern.
Dalej brzeg staje się bardziej stromy i zalesiony, gdyż przejeżdżamy do Paleopoli u podnóża najwyższej partii gór wyspy, daleko i wysoko od morza, szczyt Petalo osiąga 908 m.p.m. Gdy las się kończy zjeżdżamy krętą drogą poporzez bezdrzewne, puste tereny, prawie pozbawione roślinności, na plażę w Agios Joanis. Niespodziewanie nieźle zagospodarowana, są bary, leżaki, diskoteka... Jakoś nam nie pasuje ten nastrój w takiej krojobrazowo dzikiej scenerii, szczególnie tutejsze ceny piwa nam nie pasują...
Wokół wszędzie widać typowe dla Andros murki układane z kamieni zbieranych na stokach aby ogrodzić tak pozyskane dla upraw skrawki ziemi a jednocześnie zapobiegały osuwiskom. Konstrukcja tych murków pokazuje pomysłowość mieszkańców, wielkie płyty stawiano sztorcem a przestrzeń między nimi wypełniając drobnieszymi kamieniami. Na zboczach dostrzegamy samotne, małe, białe kapliczki rozsiane po bezleśnych górach.
Potem przejeżdżamy na wschodni brzeg Andros poprzez głęboką, wydłżuoną dolinę między wysokimi górami. Otacza nas dziwny krajobraz : ciemne, granatowe wysokie szczyty, zielone laski i łąki i białe, rozsiane w nim malutkie kapliczki, czasem domki.
Płyniemy z portu w Rafinie, niedaleko Aten, wybieramy statek odpływający po południu, mamy jeszcze czas przegryżć coś niecoś i wypić piwko w tawernie. Gdy odpływamy, niebo jest zachmurzone ale jest ciepło i bezwietrznie. Po 2 godz. przypływamy do portu Gavros na zachodzie Andros, po niebie płyną sinawe chmury, dołem wieje niewielki wiatr. Wyspa znana jest z silnych, częstych wiatrów. Robimy szybkie zakupy życiowych produktów i wybieramy na nocleg najbliższą zatokę, za górą, z długą, piszczystą plażą Fellou. Zajmujemy miejsce ocienione tamaryszkami, niestety, nie chronią nas od wiatru. Kilka domów obok świeci pustkami a jednak o zmroku 3 koty przychodzą pomóc nam zjeść skromną kolację.
Następnego dnia ruszamy wczesnym popołudniem na zwiedzanie. Góry są „łyse”, pokryte niską, skąpą roślinnością. Słońce mocno grzeje ale silny wiatr łagodzi upał. Zbaczamy z szosy, kamienistą drogą w górę do klasztoru Moni Zadochou Pighis. Robi wrażenie, jakby uśpionego, jest niedziela a tu żywej duszy nie widać. Na pustym dziedzińcu wiatr mniej wieje i tylko 4 koty nas witają dopominając się o jadalny datek.
Jadąc na wschód wzdłuż południowego brzegu wyspy, trafiamy do malowniczego miasteczka Batsi. Położone na stokach głębokiej zatoki z piaszczystą plażą, zabudowane domkami malowanymi na biało, krytymi dachami z czerwonych dachówek, świetnie się prezentuje w popołudniowych promieniach slońca. Pełno tu hotelików, barów, tarasów sympataczynych tavern.
Dalej brzeg staje się bardziej stromy i zalesiony, gdyż przejeżdżamy do Paleopoli u podnóża najwyższej partii gór wyspy, daleko i wysoko od morza, szczyt Petalo osiąga 908 m.p.m. Gdy las się kończy zjeżdżamy krętą drogą poporzez bezdrzewne, puste tereny, prawie pozbawione roślinności, na plażę w Agios Joanis. Niespodziewanie nieźle zagospodarowana, są bary, leżaki, diskoteka... Jakoś nam nie pasuje ten nastrój w takiej krojobrazowo dzikiej scenerii, szczególnie tutejsze ceny piwa nam nie pasują...
Wokół wszędzie widać typowe dla Andros murki układane z kamieni zbieranych na stokach aby ogrodzić tak pozyskane dla upraw skrawki ziemi a jednocześnie zapobiegały osuwiskom. Konstrukcja tych murków pokazuje pomysłowość mieszkańców, wielkie płyty stawiano sztorcem a przestrzeń między nimi wypełniając drobnieszymi kamieniami. Na zboczach dostrzegamy samotne, małe, białe kapliczki rozsiane po bezleśnych górach.
Potem przejeżdżamy na wschodni brzeg Andros poprzez głęboką, wydłżuoną dolinę między wysokimi górami. Otacza nas dziwny krajobraz : ciemne, granatowe wysokie szczyty, zielone laski i łąki i białe, rozsiane w nim malutkie kapliczki, czasem domki.