07-04-2022, 04:58
Luxemburg nie figuruje na pierwszych pozycjach na listach krajów o destynacjach wakacyjnych. A jednak ma wiele ciekawych miejsc do odkrycia, do zwiedzenia w czasie krótkiego przejazdu lub dłuższego pobytu. Ten niewielki kraj wciśnięty między Belgię, Niemcy i Francję posiada ciekawy „asortyment” średniowiecznych zamków.
Na początek wybraliśmy się na krótką wycieczkę na północ od jego stolicy.
Po kilkunastu kilometrach przejechanych autostradą a właściwie głównie tunelem, wyjechaliśmy na zielone pola i łąki koło miasteczka Mersch. W jego centrum uwagę zwraca wysoka, biała, barokowa wieża na rogu rozległego placu. Samotna pozostałość z 1707 r. bo z przyległego do niej kościoła Św. Michała nawet jedna cegła nie pozostała, zburzono go prawie 150 lat później.
Prawie na wprost jest dawny zamek, obecnie budynki mieszczą zarząd miejski, bibliotekę, małe muzeum. Zamek wybudował Theodoric w początku XIII w. Po pożarach i rekonstrukcjach, aktualną, surową formę otrzymał w końcu XVII w. Jedynią ozdobę stanowią kamienne obramowania wielkich okien głównego budynku i dekoracje bramy wjazdowej.
Zamek, a wejścia nawet nie strzegą halabardnicy a jedynue pani zmiatająca zeschłe liście automatyczną miotłą.
Z Mersch pojechaliśmy bocznymi, wąskimi szosami poprzez tereny wiejskie, kilkanaście kilometrów na północ, potem na zachód, do małego miasteczka Useldange. Ruiny średniowiecznego zamku zajmują wielki teren na wzgórzu w środku miasteczka.
Zamek powstał w XII w., otoczony murem, poprzedzony fosą szeroką na 10 m posiada kwadratowy donżon wysoki na 25 m i okragłe baszty. Właściciele zamku zmieniali się wielokrotnie. Obecnie zamek jest w stanie romantyczej ruiny, zachowały się mury obronne, donżon, baszty. Rycerskich pozostałości wystarczyło zaledwie na maleńką ekspozycję w podziemnej sali zamkowej.
W XV w. na skutek wojny zamek i kaplica zamkowa, położona niżej na zboczu, zostały poważnie uszkodzone. Zmiany właścicieli doprowadziły w efekcie do porzucenia obiektów.
Kaplica zamkowa została ostatecznie zniszczona na początku XX w. pozostał kamienny zarys jej murów i stare, wiekowe nagrobki wokół.
Na początku XX w. zamek zakupiła rodzina Kuhn-Volff. Nowy właściciel zabezpieczył i częściowo odnowił mury a na dziedzińcu wybudował piętrowy pałacyk. Obecnie mieści się w nim urząd miasta.
Wejście w obręb murów prowadzi przez mostek ponad fosą, za bramą zaraz po lewej mijamy donżon, w prawo jest przejście na trawiasty dziedziniec. Stojąc na dziedzińcu trzeba mocno zadzierać głowę aby wzrokiem sięgnąć szczytu wieży i łatwo pomylić się w rachubie jego schodków wchodząc na górę.
Widok zgrabnego pałacyku pod spadzistym dachem pomiędzy surowymi, wysokimi, średniowiecznymi murami robi zaskakujące wrażenie ...
Z małego Useldange dojeżdżamy do ruchliwego, dużego Ettelbruck i myślimy tylko jak z niego uciec do innego zamku, jednego z najważniejszych w Luxemburgu, do Bourscheid.
Wjeżdżamy na drogę biegnącą doliną rzeki Sure, po paru kilometrach z mostu w małej wiosce już widać w dali masywną, typowo średniowieczną sylwetkę rycerskiego zamku otoczonego wysokimi murami z basztami pod spiczastymi dachami. Wspinamy się do niego krętą szosą.
Miejsce jest naturalnie niedostępne, wyjątkowo obronne, na wysokiej skale, 150 m powyżej koryta rzeki, nie do zdobycia w średniowieczu przy ówczesnej technice walki.
Początki konstrukcji murowanego zamku na pozostałościach starszej, drewnianej fortecy sięgają XI w. i były skromne; donżon, siedziba księcia i kaplica wokół dziedzińca otoczone murem z 4 basztami. Następnie był powiększany w XIII, XIV i XV w. aż osiągnął aktualne wymiary. Jego grube mury z 11 wieżami i bastionem z portykiem otaczają teren o długości 150 m i szerokości 53 m, bo tylko na tyle pozwalała skalista góra, wewnątrz mieścił się 4-piętrowy pałac księcia, nowe zabudowania. Po śmierci ostatniego właściela zamek popadł w ruinę i został opuszczony przez spadkobierców.
Plan zamku stał się dość skopmlikowany w wyniku otaczania go kolejnymi murami obronnymi i dodawania nowych konstrukcji. Obecnie zrujnowane i choć częściowo odbudowane nie dają się łatwo rozpoznać. Są wprawdzie numerki i wyznaczona kolejność zwiedzania jednak gubimy się w ruinach pomiędzy dziedzińcami, kolejnymi murami pozostałych budowli, basztami, podziemiami.
Można jednak docenić potęgę zamku budzącego grozę w okresie jego świetności. Wyobrażamy sobie jak kipiał życiem; szczęk mieczy ćwiczących rycerzy, rżenie koni w stajniach, przemarsz zmian warty, okrzyki powitalne na przybycie posłańców książęcych, śpiewne modły w kaplicy, odgłosy dobiegające na podworzec z kuchni, jadalni rycerskiej .... Minione obrazy codziennego życia zamku po których nie ma śladu...
Spod najwyższej wieży roztacza się rozległa panorama na dolinę rzeki Sure; każdy najazd nieprzyjacielski widziany był tu z daleka.
Wobec dość ascetycznego przyjęcia na zamku, gdyż strawy nam nie dano bo „oberża” działa dopiero od 1 kwietnia, zadowoliliśmy się naszymi wiktuami na pikniku na skraju lasu poniżej zamku.
Było już dobrze po południu gdy małymi lokalnymi drogami dotarliśmy w pobliże granicy luxembursko-niemieckiej do miasta Vianden.
Tutejszy zamek mogliśmy już tylko podziwiać z daleka jako masywną, obronną konstrukcję średniowieczną, a z bliska, zaledwie z podjazdu. Było zbyt późno na zwiedzanie jego licznych pomieszczeń.
I na tym kończymy tę wycieczkę powracając na naszą bazę wypadową.
C.D.N. nastapi ... kiedy ? ... może za rok ?
Na początek wybraliśmy się na krótką wycieczkę na północ od jego stolicy.
Po kilkunastu kilometrach przejechanych autostradą a właściwie głównie tunelem, wyjechaliśmy na zielone pola i łąki koło miasteczka Mersch. W jego centrum uwagę zwraca wysoka, biała, barokowa wieża na rogu rozległego placu. Samotna pozostałość z 1707 r. bo z przyległego do niej kościoła Św. Michała nawet jedna cegła nie pozostała, zburzono go prawie 150 lat później.
Prawie na wprost jest dawny zamek, obecnie budynki mieszczą zarząd miejski, bibliotekę, małe muzeum. Zamek wybudował Theodoric w początku XIII w. Po pożarach i rekonstrukcjach, aktualną, surową formę otrzymał w końcu XVII w. Jedynią ozdobę stanowią kamienne obramowania wielkich okien głównego budynku i dekoracje bramy wjazdowej.
Zamek, a wejścia nawet nie strzegą halabardnicy a jedynue pani zmiatająca zeschłe liście automatyczną miotłą.
Z Mersch pojechaliśmy bocznymi, wąskimi szosami poprzez tereny wiejskie, kilkanaście kilometrów na północ, potem na zachód, do małego miasteczka Useldange. Ruiny średniowiecznego zamku zajmują wielki teren na wzgórzu w środku miasteczka.
Zamek powstał w XII w., otoczony murem, poprzedzony fosą szeroką na 10 m posiada kwadratowy donżon wysoki na 25 m i okragłe baszty. Właściciele zamku zmieniali się wielokrotnie. Obecnie zamek jest w stanie romantyczej ruiny, zachowały się mury obronne, donżon, baszty. Rycerskich pozostałości wystarczyło zaledwie na maleńką ekspozycję w podziemnej sali zamkowej.
W XV w. na skutek wojny zamek i kaplica zamkowa, położona niżej na zboczu, zostały poważnie uszkodzone. Zmiany właścicieli doprowadziły w efekcie do porzucenia obiektów.
Kaplica zamkowa została ostatecznie zniszczona na początku XX w. pozostał kamienny zarys jej murów i stare, wiekowe nagrobki wokół.
Na początku XX w. zamek zakupiła rodzina Kuhn-Volff. Nowy właściciel zabezpieczył i częściowo odnowił mury a na dziedzińcu wybudował piętrowy pałacyk. Obecnie mieści się w nim urząd miasta.
Wejście w obręb murów prowadzi przez mostek ponad fosą, za bramą zaraz po lewej mijamy donżon, w prawo jest przejście na trawiasty dziedziniec. Stojąc na dziedzińcu trzeba mocno zadzierać głowę aby wzrokiem sięgnąć szczytu wieży i łatwo pomylić się w rachubie jego schodków wchodząc na górę.
Widok zgrabnego pałacyku pod spadzistym dachem pomiędzy surowymi, wysokimi, średniowiecznymi murami robi zaskakujące wrażenie ...
Z małego Useldange dojeżdżamy do ruchliwego, dużego Ettelbruck i myślimy tylko jak z niego uciec do innego zamku, jednego z najważniejszych w Luxemburgu, do Bourscheid.
Wjeżdżamy na drogę biegnącą doliną rzeki Sure, po paru kilometrach z mostu w małej wiosce już widać w dali masywną, typowo średniowieczną sylwetkę rycerskiego zamku otoczonego wysokimi murami z basztami pod spiczastymi dachami. Wspinamy się do niego krętą szosą.
Miejsce jest naturalnie niedostępne, wyjątkowo obronne, na wysokiej skale, 150 m powyżej koryta rzeki, nie do zdobycia w średniowieczu przy ówczesnej technice walki.
Początki konstrukcji murowanego zamku na pozostałościach starszej, drewnianej fortecy sięgają XI w. i były skromne; donżon, siedziba księcia i kaplica wokół dziedzińca otoczone murem z 4 basztami. Następnie był powiększany w XIII, XIV i XV w. aż osiągnął aktualne wymiary. Jego grube mury z 11 wieżami i bastionem z portykiem otaczają teren o długości 150 m i szerokości 53 m, bo tylko na tyle pozwalała skalista góra, wewnątrz mieścił się 4-piętrowy pałac księcia, nowe zabudowania. Po śmierci ostatniego właściela zamek popadł w ruinę i został opuszczony przez spadkobierców.
Plan zamku stał się dość skopmlikowany w wyniku otaczania go kolejnymi murami obronnymi i dodawania nowych konstrukcji. Obecnie zrujnowane i choć częściowo odbudowane nie dają się łatwo rozpoznać. Są wprawdzie numerki i wyznaczona kolejność zwiedzania jednak gubimy się w ruinach pomiędzy dziedzińcami, kolejnymi murami pozostałych budowli, basztami, podziemiami.
Można jednak docenić potęgę zamku budzącego grozę w okresie jego świetności. Wyobrażamy sobie jak kipiał życiem; szczęk mieczy ćwiczących rycerzy, rżenie koni w stajniach, przemarsz zmian warty, okrzyki powitalne na przybycie posłańców książęcych, śpiewne modły w kaplicy, odgłosy dobiegające na podworzec z kuchni, jadalni rycerskiej .... Minione obrazy codziennego życia zamku po których nie ma śladu...
Spod najwyższej wieży roztacza się rozległa panorama na dolinę rzeki Sure; każdy najazd nieprzyjacielski widziany był tu z daleka.
Wobec dość ascetycznego przyjęcia na zamku, gdyż strawy nam nie dano bo „oberża” działa dopiero od 1 kwietnia, zadowoliliśmy się naszymi wiktuami na pikniku na skraju lasu poniżej zamku.
Było już dobrze po południu gdy małymi lokalnymi drogami dotarliśmy w pobliże granicy luxembursko-niemieckiej do miasta Vianden.
Tutejszy zamek mogliśmy już tylko podziwiać z daleka jako masywną, obronną konstrukcję średniowieczną, a z bliska, zaledwie z podjazdu. Było zbyt późno na zwiedzanie jego licznych pomieszczeń.
I na tym kończymy tę wycieczkę powracając na naszą bazę wypadową.
C.D.N. nastapi ... kiedy ? ... może za rok ?