20-01-2021, 04:01
Droga zajęła nam ok. 40 min. Wejście do Belicy otwiera wielki tartak. Ulicami zmierzają pochody ludzi, prawdopodobnie robotników, wszyscy idą w jednym kierunku, nie wiadomo w jakim. W pobliżu jest stacja benzynowa, jakieś mini-biuro o europejskiej powierzchowności i policja. Wydają się bezpiecznym źródłem informacji.
W rezultacie naszym pierwszym przewodnikiem po miasteczku okazuje się policjant, sympatyczny 30-40 lat, najprawdopodobniej sąsiad lub kolega ze szkoły reszty gromady, która się już dokoła nas zebrała. Mówi, że możemy się do tego czasu pożywić w restauracji Zdrawec - dobra i nie taka droga, a sama Belica nie jest niestety szczególnie atrakcyjna dla turystów. Zagłębiając się w uliczki tej małej mieściny odkrywamy jednak, że jest wręcz przeciwnie. Belica jest miejscem ciepłym i przytulnym. Na pierwszy rzut oka widać, że ma swoją bogatą historię i tradycję.
Restauracja Zdrawec.
Idziemy znowu w kierunku centrum. Na głównym placu zupełnie niespodziewanie zaczepia nas młoda Amerykanka. Przyjechała tu na 2 lata, w ramach wolontariatu, uczy w szkole angielskiego i zdaje się dobrze znać to miasto. Poleca nam informację turystyczną niedaleko.
I tam się też kierujemy. Tu wita nas pani Adrianna, dobrze znająca język rosyjski. Zaprasza nas do dużego owalnego stołu i poświęca nam całą swoją uwagę.
Opowiada o Rezerwacie Tańczących Niedźwiedzi 17 km stąd, wreszcie zaprasza do zwiedzenia muzeum miejscowości Belica.
Informacja turystyczna z zewnątrz.
Pani Adrianna.
Zgadzamy się z wielką przyjemnością. Po muzeum oprowadza nas sympatyczny archeolog Izydor, koło 30-tki. Wpierw pokazuje pozostałości po starożytnych mieszkańcach tych okolic - plemionach trackich. Etnicznie Bułgarzy chętnie przyznają się do swych trackich korzeni. Później czas na nowszą historię bułgarską, a więc okres 500-letniej brutalnej okupacji tureckiej i rewolucji wyzwoleńczych w końcu XIX wieku przy pomocy słowiańskich braci- mocarstwa rosyjskiego. Bułgarzy w podobnym stopniu co Polacy byli narodem dumnym i upartym. Beliczanie chwalą się historią - legendą, gdy chrześcijańscy mieszkańcy chcieli wznieść tu cerkiew. Turecki zarządca nie godził się na to. Budowali więc nocami, a w dzień wojska tureckie ich wysiłki obracały w ruinę. I tak przez tydzień aż oprawca zrobił się naprawdę zły. Bułgarzy przekonali go jednak, że centralnym punktem cerkwi będzie wieża z zegarem, który będzie pożyteczny zarówno dla muzułmanów jak i chrześcijan. Cerkiew wreszcie zbudowano. I tak narodowa duma połączyła siły z duchem wielokulturowości.
Z Belicy wylądowaliśmy w Razłogu.
Szukamy wzrokiem jakiegoś informatora. Dostrzegamy znowu samochód policyjny, więc nie zastanawiając idziemy do nich. Tata podchodzi do samochodu i mówi dzień dobry. Policjanci zaczynają się śmiać i pytają , czy Tata wie że są z policji. Tata mówi, że lubi policję i nie zrobił nic złego. Pytają więc czego chce. Tata pyta o podstawowe sprawy topograficzne czyli: w którą stronę do centrum i gdzie można dobrze i tanio zjeść., Jeden z policjantów wysiada i sympatycznie udziela informacji. Tu na rogu jest dobry i niedrogi bar, a do centrum tam, pokazuje subtelnym lecz wprawionym gestem. Język ciała Bułgarów, podobnie jak Greków i Włochów to prawdziwe arcydzieło. Wskazany bar okazuje się świetny. Najadamy się smacznie po uszy za około 10 lewa.
Potem jeszcze spacerujemy po mieście, które inaczej niż sugerował podręcznik jest naprawdę rozwiniętym, zachodnim i turystycznym miastem z mnóstwem tawern i ładnym deptakiem.
W rezultacie naszym pierwszym przewodnikiem po miasteczku okazuje się policjant, sympatyczny 30-40 lat, najprawdopodobniej sąsiad lub kolega ze szkoły reszty gromady, która się już dokoła nas zebrała. Mówi, że możemy się do tego czasu pożywić w restauracji Zdrawec - dobra i nie taka droga, a sama Belica nie jest niestety szczególnie atrakcyjna dla turystów. Zagłębiając się w uliczki tej małej mieściny odkrywamy jednak, że jest wręcz przeciwnie. Belica jest miejscem ciepłym i przytulnym. Na pierwszy rzut oka widać, że ma swoją bogatą historię i tradycję.
Restauracja Zdrawec.
Idziemy znowu w kierunku centrum. Na głównym placu zupełnie niespodziewanie zaczepia nas młoda Amerykanka. Przyjechała tu na 2 lata, w ramach wolontariatu, uczy w szkole angielskiego i zdaje się dobrze znać to miasto. Poleca nam informację turystyczną niedaleko.
I tam się też kierujemy. Tu wita nas pani Adrianna, dobrze znająca język rosyjski. Zaprasza nas do dużego owalnego stołu i poświęca nam całą swoją uwagę.
Opowiada o Rezerwacie Tańczących Niedźwiedzi 17 km stąd, wreszcie zaprasza do zwiedzenia muzeum miejscowości Belica.
Informacja turystyczna z zewnątrz.
Pani Adrianna.
Zgadzamy się z wielką przyjemnością. Po muzeum oprowadza nas sympatyczny archeolog Izydor, koło 30-tki. Wpierw pokazuje pozostałości po starożytnych mieszkańcach tych okolic - plemionach trackich. Etnicznie Bułgarzy chętnie przyznają się do swych trackich korzeni. Później czas na nowszą historię bułgarską, a więc okres 500-letniej brutalnej okupacji tureckiej i rewolucji wyzwoleńczych w końcu XIX wieku przy pomocy słowiańskich braci- mocarstwa rosyjskiego. Bułgarzy w podobnym stopniu co Polacy byli narodem dumnym i upartym. Beliczanie chwalą się historią - legendą, gdy chrześcijańscy mieszkańcy chcieli wznieść tu cerkiew. Turecki zarządca nie godził się na to. Budowali więc nocami, a w dzień wojska tureckie ich wysiłki obracały w ruinę. I tak przez tydzień aż oprawca zrobił się naprawdę zły. Bułgarzy przekonali go jednak, że centralnym punktem cerkwi będzie wieża z zegarem, który będzie pożyteczny zarówno dla muzułmanów jak i chrześcijan. Cerkiew wreszcie zbudowano. I tak narodowa duma połączyła siły z duchem wielokulturowości.
Z Belicy wylądowaliśmy w Razłogu.
Szukamy wzrokiem jakiegoś informatora. Dostrzegamy znowu samochód policyjny, więc nie zastanawiając idziemy do nich. Tata podchodzi do samochodu i mówi dzień dobry. Policjanci zaczynają się śmiać i pytają , czy Tata wie że są z policji. Tata mówi, że lubi policję i nie zrobił nic złego. Pytają więc czego chce. Tata pyta o podstawowe sprawy topograficzne czyli: w którą stronę do centrum i gdzie można dobrze i tanio zjeść., Jeden z policjantów wysiada i sympatycznie udziela informacji. Tu na rogu jest dobry i niedrogi bar, a do centrum tam, pokazuje subtelnym lecz wprawionym gestem. Język ciała Bułgarów, podobnie jak Greków i Włochów to prawdziwe arcydzieło. Wskazany bar okazuje się świetny. Najadamy się smacznie po uszy za około 10 lewa.
Potem jeszcze spacerujemy po mieście, które inaczej niż sugerował podręcznik jest naprawdę rozwiniętym, zachodnim i turystycznym miastem z mnóstwem tawern i ładnym deptakiem.