Thread Rating:
  • 0 Vote(s) - 0 Average
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Nasze przygody w górach Bułgarii
#6
Przygoda 6.
Schronisko Demianica.
Przed snem biorę dwie aspiryny, na wszelki wypadek. Od oddychania zimnym powietrzem wysoko w górach drapie mnie w gardle, trochę się też wyziębiłam. Noc zapowiada się zimna, wszyscy trochę się trzęsiemy. Chowamy się, solidnie poubierani, do śpiworów, przykrywamy kocami. W nocy budzi mnie jednak zimno, które dociera do wnętrza śpiwora przez otwór na twarz. Zarzucam na głowę kurtkę. Przy okazji przewracam się na drugi bok – jest to skomplikowana operacja, trzeba to zrobić tak, by różne warstwy, w które się opatuliłam nie zsunęły się z łóżka. Wyjmuję też zatyczkę z jednego ucha i przekładam do drugiego, tego, na którym nie będę leżeć. O 6-tej rano okazuje się, że jesteśmy w chmurach, w dodatku leje. Śpimy więc dalej i wstajemy o 8-mej. Tym razem na niebie są już przejaśnienia.
Na budynku wisi tablica z trasami.

[Image: P7250149.JPG]

Szykujemy się już na dzień odpoczynku, ewentualnie zejdziemy do Banska na obiad (2 godziny w dół i potem 3 w górę). 
Po śniadaniu i kawie niebo kusi nas jednak coraz większymi połaciami błękitu, żeby iść w górę. Kusi nas też jak zwykle Grażynka. Wypytujemy jeszcze w schronisku o wiadomości na temat pogody. Bułgarski przewodnik z małą grupką mówi, że możemy iść z nimi, idą w tym samym kierunku. Dzisiejsza droga to według naszych kalkulacji ponad 3 godziny, czyli z plecakami może być około 6-ciu. Cały czas prowadzi wysoko w góry aż do schronu Tewno Ezero 2512 m, więc gdybyśmy wpadli w złą pogodę, nie będzie odwrotu. 
To, że możemy podłączyć się do grupy dodaje nam otuchy, wyruszamy. Szybko jednak okazuje się, że z ciężkimi plecakami na grzbietach nie nadążamy za skaczącymi jak sarenki po kamieniach młodymi Bułgarkami, które nie muszą nic dźwigać. Idziemy swoim tempem.

[Image: P7260159.JPG]

[Image: P7260163.JPG]

Już po pół godzinie czuję duże zmęczenie, lekko kręci mi się w głowie. Stajemy więc na parę minut, by napić się wody i posilić jakimś batonikiem. (Do bidonu z wodą wrzuciliśmy dwie pastylki Plusz-Activ, dobry patent na długą drogę). 
Za jakiś czas do polany, na której się zatrzymaliśmy, docierają 3 konie objuczone ciężkimi skrzyniami i beczkami, wypełnionymi zapewne prowiantem dla schronu, a z nimi dwóch górali. Zapewne zmierzają w stronę schronu Tewno.

[Image: P7260168.JPG]

[Image: P7260169.JPG]

[Image: P7260171.JPG]

Ruszamy za nimi, okazuje się, że mamy mniej więcej podobne tempo – my też jesteśmy objuczeni ciężkim bagażem. Przy takich silnych zwierzętach musi być bezpiecznie. Gdy droga zaczyna się ostro wznosić, konie okazują się mieć nad nami przewagę w walce z wysokością. Ale zależy nam, żeby nie stracić do nich odległości, więc – ponieważ idę pierwsza – narzucam szybkie tempo. Przez ponad pół godziny idziemy stromizną która waha się między 15 a 30 stopni kąta nachylenia. Z ciężkim 20 kg plecakiem i szybkim tempem szybko spalam zapasy ze śniadania i postoju. Ale jestem zaparta jak nigdy, ciągnę żwawo w górę, głośno oddychając ustami. W pewnym momencie zaczynam już iść automatycznie, świadomość, z jej wszystkimi wahaniami i problemami z motywacją, wyłącza się, a silne, zdeterminowane mięśnie nóg i płuca ciągną do przodu. Siła, jaką w sobie w tym momencie odkrywam, daje mi dużo satysfakcji. W głowie kwitnie wielka i odkrywcza myśl (typowa aktywność umysłu w czasie długiej wędrówki w rozrzedzonym powietrzu), że być silnym i wielkim może być jakimś sposobem na osiągnięcie szczęścia i że może warto właśnie na tym skupić się w życiu. Wychodzimy na małą kotlinę, gdzie teren jest już równy. Górale mówią, żebyśmy szli dalej niebieskim szlakiem, oni zaś odbijają w lewo, nie wiemy dokąd.
Ruszamy dalej sami, ale już po kilku minutach, okazuje się, że musimy uzupełnić intensywnie zużytą przed chwilą energię, czyli odpocząć. Przysiadamy na kamieniach na parę minut, a gdy ruszamy, znowu dochodzą nasi towarzysze podróży. Zauważamy jednak, że skrzynie już są puste. Pokazuję na nie i pytam: A te... astawili? Na co mężczyźni kiwają że tak i pytają czy chcemy wrzucić na konie swoje plecaki. Hoho! Jasne że chcemy!

[Image: P7260182.JPG]

[Image: P7260183.JPG]

[Image: P7260184.JPG]

Zrzucamy z siebie kilogramy, które przybijają nas do ziemi i rzucamy na jednego z koni. Nawet nie chcę myśleć, co biedaczek sobie myśli o 60 kg, które znowu musi dźwigać. Bez plecaków czujemy się jakby nagle przestała działać grawitacja.
Teraz nie suniemy, ale niemalże fruniemy po szlaku. Przed nami zaś dzielnie kroczą po górskich ścieżkach konie i wytyczają dalszą drogę.


[Image: P7260185.JPG]

[Image: P7260187.JPG]

[Image: P7260190.JPG]

[Image: P7260191.JPG]

[Image: P7260193.JPG]

Wejście na przełęcz jest bardzo strome, wchodzi się kamienistymi zakosami. Z plecakiem byłoby to niezmiernie męczące, szczęście że, niczym himalaiści, mamy teraz swoich Szerpów.
Reply


Messages In This Thread
Nasze przygody w górach Bułgarii - by Jinks - 14-12-2020, 06:13
RE: Nasze przygody w górach Bułgarii - by Jinks - 20-12-2020, 03:52



Users browsing this thread: 1 Guest(s)