Thread Rating:
  • 0 Vote(s) - 0 Average
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Nasze przygody w górach Bułgarii
#2
Przygoda 2.
Sandanski. Z Sofii autobusem 3 godziny.
Jesteśmy  gdy już jest ciemno. Trudno o informację ale znajdujemy bardzo przyzwoity, nawet luksusowy hotel Sokol. Za 24 leva dostajemy też dość luksusowy pokój 2-osobowy z łazienką i telewizorem.
Następnego dnia rano wybieramy się na dworzec autobusowy, aby szukać autobusu do miejsca zwanego Popina Lyka. 
W okienku biletowym na dworcu trudno się nam porozumieć. Młoda dziewczyna jest niesympatyczna, gdy mówi się po rosyjsku, a usta wykrzywiają jej się w mało wdzięcznym nieśmiałym uśmiechu, gdy słyszy angielski. Różne oblicza i zderzenia lepszych i gorszych światów. Jest bardzo mało pomocna, a przez tę nieśmiałość wręcz niemiła i bezsensowna. Teraz już ledwo podnosi głowę znad gazety, by spróbować udzielić jakiejkolwiek odpowiedzi. Na dworcu nie ma żadnego rozkładu jazdy.
Mamy kłopoty z porozumiewaniem się. Bułgarzy słabo znają, jak się okazuje, rosyjski, a może nie chcą go tylko używać. Deklarują natomiast, że znają angielski. Gdy jednak zaczynam mówić po angielsku, w ogóle nie rozumieją. Staram się wtedy mówić wolno i ‘mniej’ po angielsku, z celowo niepoprawnym akcentem, wyostrzając ‘r’ i wyraźnie wymawiając wszystkie samogłoski. Efekt jest dość komiczny.
W okienku obok pojawia się jakiś mężczyzna, który okazuje się na szczęście uprzejmy i pomocny, w dodatku mówi dobrze po rosyjsku. Za 15 leva oferuje nam transport własnym samochodem, ale będzie wolny dopiero za półtorej godziny. Odpowiada nam to, tym bardziej że po zeszłorocznych przykrych doświadczeniach trzymamy się z dala od taksówkarzy. Niestety tu, w Bułgarii wyglądamy jak bogaci turyści i łatwo możemy stać się ofiarą przygodnych wyzyskiwaczy.
Idziemy na kawę. Dobra, parzona, gęsta, w czystym plastikowym kubeczku. Podchodzi do nas jakiś biedny staruszek. Chce papierosa. Nie mamy, częstujemy go za to suchą kiełbasą parmeńską, którą kupiliśmy w Polsce. Niestety nie może jej zjeść, jest zbyt twarda. Siedzący obok młody człowiek zagaduje po angielsku, skąd jesteśmy. Odpowiadamy, że z Polski, okazuje się, że dobrze zna nasz język. Ładna polszczyzna w ustach innego Słowianina brzmi dla nas w tym momencie niemalże jak oksfordzki angielski. Kończymy kawę, idziemy do samochodu człowieka z okienka.

[Image: Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20001.jpg]

W drodze okazuje się, że jest on właścicielem firmy autobusowej, w której dowiadywaliśmy się o transport. Firma jest prywatna, wziął kredyt. Mówi, że to tak samo jak w Holandii, Niemczech, czy Austrii. Pyta, czy w Polsce można już płacić w sklepach w euro. Dziwi się, że nie, bo przecież jesteśmy już w Sojuzie, jak to nazywają Bułgarzy. Pyta też o Wałęsę. Co on teraz robi? Bez Wałęsy, jak mówi, nie byłoby tych wszystkich zmian na wschodzie. Kapitalizm, Europa – te słowa brzmią tu zupełnie inaczej niż już w samej „Europie” czy w Polsce. Wciąż jeszcze przywoływane są jako „certyfikat jakości”. Na wszelkie skargi zresztą Bułgarzy lubią odpowiadać „To nie Europa, to Bułgaria”.
Jedziemy asfaltową drogą przez las. Asfalt momentami jest tak wykruszony, że wąski pasek, który pozostał na środku, nie starcza na szerokość samochodu. 

W Popina Lyka 

[Image: Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20007.jpg]

żegnamy się i ruszamy pod górę szlakiem niebieskim w kierunku  położonego o 500 metrów wyżej schroniska Kamenica zwanego też Begowica.

[Image: Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20009.jpg]

Wokół w lesie jest sporo śmieci, tak jak w Polsce jeszcze jakiś czas temu, wszystko to jeszcze dobrze pamiętamy. Stopniowo zanurzamy się w las. Droga wydaje się ciężka i męcząca, może dlatego że to pierwszy dzień wędrówki. Po 2 i pół godziny dochodzimy do schroniska, a po piętach depcze nam już burza i deszcz.
Schronisko jest bardzo schludne, dostajemy pokój 2-osobowy z łazienką za 12 lewa od osoby. 

[Image: Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20011.jpg]

Następnego dnia  opuszczamy schronisko Kamenica o 9:00. Pierwsza noc spędzona na dość dużej wysokości (1750 metrów) była dla mnie bezsenna, ale mam jeszcze zapasy senne z autokaru, więc z siłami do chodzenia nie ma problemu. Idziemy lasem, czerwonym szlakiem, po drodze mijając 6-osobową grupę odpoczywających Bułgarów. 
Po niecałej godzinie od wyjścia przekraczamy strumyk i wychodzimy na małą halę, gdzie nagle urywa się szlak. Zostawiam Tatę, żeby nasłuchiwał głosów idącej za nami grupy Bułgarów, a sama idę kawałek dalej poszukać oznakowań szlaku. Pomimo, iż teren jest stosunkowo płaski, po przejściu paru metrów tracę Tatę z oczu, muszę się więc skoncentrować i zapamiętać, skąd wyszłam. Szlaku nie mogę jednak znaleźć, cały teren rozkopany jest przez końskie kopyta. Wracam więc do Taty i cofamy się do ostatnio widzianego znaku. Okazuje się, że na rozwidleniu dróg źle zinterpretowaliśmy mało czytelne, trzeba przyznać, oznakowanie, kierujące nas w lewo zamiast prosto. Wybieramy tym razem poprawną drogę i za jakiś czas doganiamy grupę Bułgarów, która, jak widać, nie miała podobnych problemów. 
Ścieżka jest bardzo wąska, prawie zarośnięta przez krzaki jagód i wysoką po pachy kosodrzewinę. Stopniowo zaczyna prowadzić niemal pionowo w górę. Zdobywamy w ten sposób wysokość, po czym otwiera się przed nami piękna, rozległa hala.
Tu trzeba przekroczyć dość szeroki strumień. Kamienie w strumieniu są śliskie, plecaki ciężkie, więc mamy z tym trochę kłopotu.

[Image: Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20013.jpg]

Po jakimś czasie dochodzimy do drogowskazu, który informuje, że do schronu Spano Pole zostało nam jeszcze pół godziny marszu. Tymczasem zgodnie z naszymi oczekiwaniami powinniśmy właśnie do niego dochodzić, idziemy już prawie dwie godziny! Stamtąd zaś w kolejne dwie godziny powinniśmy dotrzeć do schroniska Sinanica. Według drogowskazu zaś do Sinanicy jest jeszcze cztery i pół godziny. A zatem od tej strony przejście do schroniska Sinanica jest dłuższe niż kalkulowaliśmy na podstawie mapki. W dodatku zaczyna się chmurzyć i pogoda jest niezbyt ciekawa, iść teraz do tego schroniska byłoby mało przyjemnie i może nawet niezbyt bezpiecznie.
Grupa bułgarska ma zarezerwowany nocleg w Spano Pole. Zastanawiamy się więc i my nad noclegiem w schronie. Dwaj przewodnicy z grupy bułgarskiej zapewniają nas, że i dla nas znajdzie się miejsce.
Schron Spano Pole, położony 2050 metrów nad poziomem morza, składa się z 10 małych domeczków (w każdym jest miejsce na dwa łóżka), dwóch sporych namiotów i małej chatki, w której znajduje się bar.

[Image: Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20023.jpg]


[Image: Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20030.jpg]

Na miejscu okazuje się, że domki są już zajęte, ale możemy spać w namiocie. Dla nas nie ma problemu, mamy śpiwory. W namiotach przygotowane są materace i koce.

[Image: Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20029.jpg]

[Image: Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20028.jpg]

W barze dosiadamy się do grupy, która nas tu doprowadziła. Bułgarzy częstują nas rakiją z plastikowych butelek, oczywiście taką domowej roboty, o intensywnie żółtym kolorze. Tata kupuje u barmana dużą szklaneczkę rakii, żeby się odwdzięczyć. Przewodnik grupy trochę się krzywi, mówi że to spirytus. W plastikowym baniaku Bułgarzy wnieśli tu ze sobą świeże ogórki, pomidory, paprykę.

Przygotowują szopską sałatkę. Krają grubo pomidory, paprykę i ogórki razem ze skórką. Na koniec jedna z kobiet wyjmuje duży kawał sera i rozgniata go w dłoni prosto do naczynia. Na prymusie zaś smażą się na złocisty kolor omlety, które Bułgarzy jedzą przyprawiając je wcześniej delikatnie rozgniecionym ząbkiem czosnku. Na zewnątrz zaczyna się trochę przejaśniać. Ogrzewa nas teraz wpadające przez małe okienko słońce, a w oparach rakii rozwija się nieco podchmielona przyjaźń bułgarsko-polska.


[Image: Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20022.jpg]

[Image: Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20019.jpg]

Następnego dnia zrywamy się rano. W nocy silny wiatr trochę rzucał naszym namiotem, ale udało nam się jako tako wyspać. Przy śniadaniu przy drewnianej ławeczce jakaś pani słucha radyjka. Leci angielska wersja piosenki „Parole”.

[Image: Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20033.jpg]

Wychodzimy o 8-mej. Mamy kłopot z odnalezieniem zbadanego już wczoraj pierwszego odcinka szlaku, bo w nocy trawa się podniosła i nie widać wydeptanej ścieżki. Idziemy komfortowo po równym i niezbyt stromo w górę.

[Image: Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20039.jpg]

Po 2 godzinach docieramy na przełęcz Siniwriszki Prewał. Widać stąd w oddali szczyt Sinanica, uchodzący za najpiękniejszą górę Pirinu. Jest to biała naga piramidka, rzeczywiście bardzo zgrabna i powabna.

[Image: Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20048.jpg]

Na przełęczy znowu  nie idziemy ku Sinanicy lecz  skręcamy w prawo, za namową bułgarskich przyjaciół. Kierując się do schroniska Wichren, zaczynamy schodzić ostro w dół. Na zboczach pionowo są „poustawiane” obok siebie wielkie płaskie głazy, jak wielkie tomiska książek na regałach. Droga choć piękna, szybko robi się męcząca. Mozolny długi marsz i ciągnąca nas w dół siła bezwładności wywołują stopniowe otępienie. Przez prawie cztery godziny cały wysiłek musimy wkładać głównie w hamowanie ciężaru ciała, nogi więc, a przede wszystkim kolana i stopy, są mocno obarczone. Ruchome kamienie obrywają się spod nóg, trzeba uważać, żeby się nie przewrócić. W podskakującym żołądku pojawia się uczucie głodu. Spomiędzy zarośli kosodrzewiny wchodzimy na siodełko. Teraz idziemy wzdłuż rzeki, wciąż po dość stromym terenie.

[Image: Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20051.jpg]

[Image: Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20055.jpg]
Z perspektywy żaby.

W dali widnieje zielony dach jakiegoś budynku - może to już schronisko? Mijają nas z przeciwka turyści, zostaje za nimi zapach zupy, który przechował się w ich ubraniach. Tak, z pewnością schronisko już blisko.
Reply


Messages In This Thread
Nasze przygody w górach Bułgarii - by Jinks - 14-12-2020, 06:13
RE: Nasze przygody w górach Bułgarii - by Jinks - 16-12-2020, 11:31



Users browsing this thread: 1 Guest(s)