01-03-2021, 03:57
Sziroka Łyka robi wielkie wrażenie, piękna architektura regionalna, zdobienie i wykończenie w drewnie, brukowane ulice, kilka knajpek, centrum informacji turystycznej z oddaną pracownicą znającą dobrze rosyjski i angielski.
Boimy się zbyt drogiego noclegu, jest tu sporo hoteli i pensjonatów. Szukamy mieszkańców, których można poprosić o radę, wskazanie noclegu. Uczynna kobieta prowadzi nas od sąsiada do sąsiada, ci jednak po kolei deklarują, że nie mają wolnych miejsc.
Wreszcie przekazuje nas pod opiekę jednego z sąsiadów. Ten prosi nas na swój ganek, każe usiąść na drewnianej ławce. Z nieba leje się żar, słońce świeci, ani jednej chmurki. „Właśnie czytam taką książkę „ - zaczyna - „o ewolucji. Polacy, Bułgarzy, Rosjanie, Jugosłowianie podobnie przechodzili proces ewolucji”. „Z którego roku jest ta książka?”- bystro nawiązuje konwersację mój Tata. Mężczyzna znika na chwilę w swoim domku, po czy wraca z książką: na stronicach zdjęcia dziewiętnastowiecznych rękopisów. Przeglądamy, słuchamy o ewolucji mdlejąc już nieco od operującego słońca. „No ale czy macie dla nas nosztówkę?” - wreszcie przerywa Tata. Mężczyzna odnosi książkę i prosi byśmy szli za nim. Pyta u sąsiada, nie ma, wreeszcie prowadzi nas do informacji turystycznej. Tu sympatyczne panie dzwonią po mieszkańcach Szirokiej Łyki, wreszcie jedna wychodzi z nami i prowadzi nas parę uliczek do wyczekiwanej przez nas taniej (10lewa/os.) kwatery, bardzo przyzwoitej, i blisko przystanku autobusowego.„Koń” - rzuca jeszcze na odchodnym poznany mężczyzna - „tak samo brzmi po polsku, ukraińsku i rodopsku”, po czym znika.
Drzwi do naszego pokoju.
Nasz pokój.
Menu.
Nasz obiad (kaczamak).
Pomnik gajdziarza.
Gajdziarz żywy.
Przyglądaliśmy się tej Warszawie aż wzbudziliśmy zainteresowanie właściciela.
Boimy się zbyt drogiego noclegu, jest tu sporo hoteli i pensjonatów. Szukamy mieszkańców, których można poprosić o radę, wskazanie noclegu. Uczynna kobieta prowadzi nas od sąsiada do sąsiada, ci jednak po kolei deklarują, że nie mają wolnych miejsc.
Wreszcie przekazuje nas pod opiekę jednego z sąsiadów. Ten prosi nas na swój ganek, każe usiąść na drewnianej ławce. Z nieba leje się żar, słońce świeci, ani jednej chmurki. „Właśnie czytam taką książkę „ - zaczyna - „o ewolucji. Polacy, Bułgarzy, Rosjanie, Jugosłowianie podobnie przechodzili proces ewolucji”. „Z którego roku jest ta książka?”- bystro nawiązuje konwersację mój Tata. Mężczyzna znika na chwilę w swoim domku, po czy wraca z książką: na stronicach zdjęcia dziewiętnastowiecznych rękopisów. Przeglądamy, słuchamy o ewolucji mdlejąc już nieco od operującego słońca. „No ale czy macie dla nas nosztówkę?” - wreszcie przerywa Tata. Mężczyzna odnosi książkę i prosi byśmy szli za nim. Pyta u sąsiada, nie ma, wreeszcie prowadzi nas do informacji turystycznej. Tu sympatyczne panie dzwonią po mieszkańcach Szirokiej Łyki, wreszcie jedna wychodzi z nami i prowadzi nas parę uliczek do wyczekiwanej przez nas taniej (10lewa/os.) kwatery, bardzo przyzwoitej, i blisko przystanku autobusowego.„Koń” - rzuca jeszcze na odchodnym poznany mężczyzna - „tak samo brzmi po polsku, ukraińsku i rodopsku”, po czym znika.
Drzwi do naszego pokoju.
Nasz pokój.
Menu.
Nasz obiad (kaczamak).
Pomnik gajdziarza.
Gajdziarz żywy.
Przyglądaliśmy się tej Warszawie aż wzbudziliśmy zainteresowanie właściciela.